Słodka gorycz
Czekaliśmy na niego długo, jednak niewiele oczekiwaliśmy. Toteż niewiele otrzymaliśmy. Nowe piwo Kompanii Piwowarskiej, to nic więcej jak słodziutki ciemny lager, tylko z większą zawartością alkoholu. Czy zawód jest faktycznie tak duży?
Owszem, jest. O porterze bałtyckim mówi się „piwowarski skarb Polski”. Po spróbowaniu tego piwa, nic na to nie wskazuje. Gdzie podział się cały bukiet smaków i aromatów? Gdzie czekolada, kawa, orzechy, paloność przyjemnie komponująca się z wyważonym alkoholem. Tego naturalnie nie otrzymamy w cenie 4 złotych za butelczynę, ale nikt takiej ceny nie chce. Dla zwyczajnego piwosza jest ona i tak zbyt wysoka, a dla świadomych konsumentów podejrzanie niska. Gdy inne browary traktują swoje portery bałtyckie jako klejnoty w koronie, jako piwa nieco droższe, ale zaspokajające wysublimowane potrzeby i świetnie nadające się na prezent, Kompania serwuje nam kolejne pójście na łatwiznę i słabą taniochę.
Smutek w kubkach
Jest naprawdę źle. Można posunąć się do stwierdzenia, że to pewna profanacja, gdy największy producent piwa w Polsce, gardzi typowo Polskim gatunkiem. To piwo to słodki ulep. Nie nadaje się na obecną porę roku bo za mocne, nie nadaje się też na zimne wieczory, bo słodycz zabija uczucie wytrawnego rozgrzania. Może nadaje się na grzańca, ale kto wydaje 4 cebuliony na piwo do grzańca.
I jeszcze ta historyjka na etykiecie! Według niej, gdy Napoleon zablokował drogi morskie do Anglii, to w Europie zabrakło piwa i stąd zaczęto warzyć porter bałtycki. To ci niespodzianka! Wychodzi, że w Europie Środkowej wszyscy pili tylko angielskie piwo i nie słyszano o niemieckiej, czeskiej, austryjackiej tradycji piwowarskiej. Nie było piwa! Żyjcie dalej w swojej bańce. I tak was nic nie uratuje przed stratami.
To-warzysz Krzysztof
Dodaj komentarz